Grób Lotników nad Przesieką. Karkonoskie dramaty
78 lat od lotniczej katastrofy nad Przesieką
Grób Lotników. Karkonoskie dramaty
Idąc Drogą Sudecką od parkingu przy cmentarzyku jeńców wojennych w kierunku Przełęczy Karkonoskiej, około 600 metrów od imponującego, kamiennego mostu nad Podgórną miniemy po lewej stronie niewielki drewniany drogowskaz. Kierując się w tym momencie w górę wątłą ścieżką dojedziemy po około trzech minutach do miejsca katastrofy i Grobu Lotników.
Zobacz miejsce na mapie Google
To była sobota, 23 listopada 1946roku.*
Około trzeciej nad ranem pięciu mężczyzn obezwładniło uzbrojonych wartowników pilnujących sprzętu na lotnisku Szkoły Szybowcowej w Jeżowie Sudeckim.
Chwilę później, mały dwumiejscowy samolot z czterema młodymi mężczyznami wzbił się z wysiłkiem w mrok i skierował ku Karkonoszom. Ku granicy.
Władysław Pawłowski patrzył przez okno samolotu na czarne, listopadowe niebo. Wiedział, że ten lot to ogromne ryzyko, lecz zdawał też sobie sprawę, iż nie miał wyboru. Jedynie ucieczka z kraju, mogła go uratować przed więzieniem, sadystycznymi przesłuchaniami. Otrzymał już dwukrotne ostrzeżenie, że funkcjonariusze UB węszą wokół niego. A był jednym z tych żołnierzy Armii Krajowej, którzy nie wyobrażali sobie życia w zniewolonej, zsowietyzowanej Polsce. Miał świadomość ilu jego towarzyszy broni nagle znikało – a później docierała wiadomość o ich śmierci w ubeckich katowniach. Ci, którzy wcześniej zginęli z rąk Niemców mieli jakby większe szczęście…
Tląca się w nim wiara, że tam, w Austrii, poza sowieckim kordonem znajdzie nowy dom i sens życia dała mu odwagę na to szalone przedsięwzięcie.
Obok niego siedział Franciszek Rybczyński, jego przyjaciel i towarzysz broni. A przed nimi nocna, podniebna przeprawa ponad grzbietem Karkonoszy – i dalej, lot przez Czechy ku granicy z Austrią.
Z przodu, siedzieli Alfred i Rudolf Szymańscy, bracia, którzy również mieli swoją wojenną przeszłość w szeregach Armii Krajowej. Rudolf pilotował samolot starając się się trzymać kurs na południowy zachód. Nie było to łatwe, maszyną co chwilę szarpał silny wiatr. Samolot z głośnym warkotem przecinał ciemności listopadowej, bezksiężycowej nocy. By ich nie zauważono światła pozycyjne dwupłatu pozostały wyłączone. Lecieli w mrok niczym się od niego nie odróżniając a jedynym ich śladem był hałaśliwy warkot maszyny. Wciąż niemrawo, z wyraźnym wysiłkiem nabierali wysokości przed oczekiwanym przekroczeniem grzbietu Karkonoszy. Po kilkunastu minutach silnik zaczął nerwowo kaszleć i raz za razem przerywał pracę. Niewielki samolot przy porywach silnego wiatru spadającego z gór tracił gwałtownie wysokość. Coraz bardziej dramatyczne wysiłki pilota by dwupłat podnieść wyżej nie przynosiły żadnego efektu, maszyna przestała reagować. Naprzeciw nich, niewidoczne w czerni nocy zbliżały się górskie zbocza. Nie widzieli nawet swych twarzy, słyszeli tylko ostatnie słowa, krzyki…
Ostry trzask łamanych świerkowych gałęzi, skrzydeł, dźwięk dartego płótna, wyginanej blachy. Kilka sekund – i cisza.
Wszyscy na pokładzie zginęli na miejscu. Nikt nie usłyszał ich krzyków ani huku uderzenia maszyny o ziemię. Nikt nie przyszedł im na pomoc.
Dopiero 2 grudnia 1946 roku, po ponad tygodniu od dnia katastrofy, robotnicy leśni natknęli się na wrak samolotu w karkonoskim lesie.
W kieszeni bluzy Rudolfa Szymańskiego prócz różańca znaleziono miniaturkę Krzyża Walecznych i Brązowego Krzyża Zasługi z Mieczami.
Szczątki dwóch młodych mężczyzn: Władysława Pawłowskiego i Franciszek Rybczyńskiego do dziś spoczywają w tym miejscu. Szczątki braci Szymańskich w latach 60 ubiegłego wieku zostały ekshumowane i przeniesione na cmentarz w Jeżowie Sudeckim (mogiła ta w 70 rocznicę tragicznego wydarzenia została staraniem społeczności Jeżowa Sudeckiego staranie odnowiona zyskując granitową płytę z napisem).
*Napis na mogile braci Szymańskich podaje inną datę katastrofy i śmierci – 26 listopada 1946 roku.
Zobacz także:
Śnieżny dramat na Smogorni – 22.12.1929 – Karkonoskie dramaty
Grób Lotników nad Przesieką. Karkonoskie dramaty. Katastrofa lotnicza w Karkonoszach.